Miłość nie
jest uczuciem. To niezwykły dar, który otrzymujemy i dajemy innym zupełnie
bezinteresownie. Czułość, dotyk, każde dobre słowo, troska o drugiego człowieka,
akceptacja jego każdej wady i zalety to największe, co możemy mu dać. Każdy z
nas ciągle poszukuje miłości. Jesteśmy, jak zagubione w labiryncie dzieci. Błądzimy,
po omacku odszukując jakiegokolwiek śladu, znaku, aby w końcu w akcie
desperacji zadowolić się kompletną miernotą. Wystarczy, że ktoś na nas spojrzy,
a my jesteśmy gotowi zrobić dla niego wszystko. Mamy wrażenie, że to ogromne
szczęście i wyróżnienie. Prawda jest taka, że zasługujemy na zdecydowanie
więcej. Zostaliśmy stworzeni z miłości i do miłości otrzymując absolutnie
wszystko, czego potrzebujemy, aby wypełniać to zadanie. Jesteśmy wyjątkowi,
piękni. Każdy włos na naszej głowie, błysk w oku, czy plamka na skórze zostały
szczegółowo przemyślane. Nie chodzi o to, aby kogoś odrzucać, bo „nie jest nas
godzien”, ale aby nie być jak wygłodniały pies, który bez opamiętania łapie
kawałek starego, zepsutego mięsa. Łakniemy bliskości, czułości, jak roślina
wody, podczas długotrwałej suszy. Chcemy być kochani i sami obdarowywać innych
miłością. Podświadomie wiemy, że tylko to może dać nam szczęście. Cokolwiek by
się nie działo, nawet jeżeli bogactwa przysłonią nam oczy, to wciąż poszukujemy
jednego. Tylko opaska, która zasłania nam drogę staje się większa.
Skoro miłość
jest darem, to nie można na nią zasłużyć. Nie istnieje żaden powód do miłości.
Wspaniała wiadomość, prawda? Największy dar i jedyna rzecz, która naprawdę może
nas uszczęśliwić jest całkowicie darmowa, a my musimy tylko być sobą, aby ją
otrzymać.
I kochać.
Warto ofiarowywać innym cząstkę siebie. Chociaż trzeba być odważnym, żeby to
zrobić, przecież będą mogli zrobić z nią cokolwiek zechcą, ale właśnie to
ryzyko pozwala nam żyć. Jeżeli nie obdarzasz innych miłością, żałujesz im
swojego czasu, dotyku, ciepłych słów, to jesteś zwyczajnie martwy. Umarłeś
wewnętrznie. Miłość jest dla nas, niczym tlen dla płuc. Pozwala oddychać, poruszać
się. To respirator podtrzymujący nasze wszelkie funkcje życiowe. Miłość daje
nam życie.
***
-A więc jak
było z tobą? –zapytał pewnie przerywając dłuższą chwilę ciszy panującej
dotychczas między nami
Początkowo
czułam się zdezorientowana, nie miałam pojęcia, o co mnie pyta. Chciał, żebym
opowiedziała mu historię mojego życia? Dopiero później dotarł do mnie sens jego
słów.
-Urodziłam
się niewidoma. Żartowałam, że zrobiłam rodzicom niezłą niespodziankę, chociaż
na pewno o takiej nie marzyli. Mimo wszystko obdarzyli mnie mnóstwem miłości.
To była podstawowa zasada, która panowała w moim domu, na jakiej mnie
wychowano: Kochać drugiego człowieka – ścisnęłam trochę mocniej jego dłoń
-Trudno
wyobrazić sobie rodziców, którzy proszą o niewidome dziecko– zachichotał
delikatnie
Zawtórowałam
mu. Lubiłam jego bezpośredniość. Nie bał się rozmawiać ze mną o mojej
niepełnosprawności. Traktował to, jak coś ludzkiego, normalnego i muszę
przyznać, że był chyba jedyną znaną mi osobą, która podchodziła do tego w ten
sposób. Wszyscy biadolili, traktowali mnie, jak piórko na wietrze tymczasem
byłam zupełnie normalną młodą dziewczyną. Miałam takie same potrzeby, pasje,
marzenia. Być może czasem potrzebowałam pomocy innych, ale czy ktokolwiek,
kiedykolwiek poradził sobie sam w każdej sytuacji?
-Uczyłam się
w normalnej szkole, we wszystkim pomagał mi starszy brat Mateusz. Naprawdę
wiele mu zawdzięczam, wciąż jesteśmy bardzo blisko – pokiwałam głową
Przez chwilę
się nie odzywał. Wciąż pewnie trzymał moją dłoń prowadząc mnie, co bardzo mi
się podobało. Chciałam wiedzieć, co sądzi o tym, co przed chwilą opowiedziałam,
jakie wrażenie wywarła na nim moja historia. Zależało mi na jego zdaniu. W
pewnym momencie odetchnął głęboko i zaczął mówić:
-Miałaś dużo
szczęścia. Moi rodzice nie poświęcali mi aż tyle czasu, poza tym jestem
jedynakiem-urwał na moment – Zazdroszczę ci, wiesz? Bo ja musiałem zasługiwać
na ich miłość, być przykładnym synkiem, a oni mieli mnie gdzieś. Od czasu do
czasu pomogli w pracy domowej, pocałowali w policzek, rzadko mówili, że coś dla
nich znaczę. Potem się zbuntowałem. Uznałem, że moje starania nie mają sensu,
skoro oni nie chcą się wysilić. Zresztą, to długa historia – prychnął –
Podsumowując: Nie mam uczuć. – zakończył z rezygnacją w głosie
-Bzdura,
każdy je ma- odpowiedziałam wręcz automatycznie
-Jestem
fenomenem na skalę światową!- z tonu jego głosu aż bił sztuczny entuzjazm –
Napiszmy do jakiejś organizacji, może mnie zbadają, ktoś chociaż dorobi się
Nobla – zaśmiał się żałośnie
-Masz
uczucia – powiedziałam obejmując jego twarz dłońmi. Nie wiem dlaczego to
zrobiłam, to była chwila, kiedy wyjęłam swoją rękę z uścisku. Po prostu
chciałam go wtedy zobaczyć –Nie potrafisz ich okazywać, bo twoi rodzice nigdy
cię tego nie nauczyli- dokończyłam i lekko zawstydzona i zabrałam swoje dłonie
Nastąpiła
chwila ciszy między nami, po czym Kuba energicznie chwycił moje ręce i
przyłożył do swojej twarzy przytrzymując je swoimi mocnymi, dużymi dłońmi.
Czułam jego wzrok na sobie, był blisko mnie, słyszałam jego przyspieszony
oddech. Na moje policzki wstąpił rumieniec, a ja nie miałam, jak go ukryć, więc
pewnie trzymałam głowę skierowaną w jego stronę.
-Naprawdę
widzicie za pomocą dotyku? – spytał nie puszczając moich dłoni, pozostając
ciągle w tym samym miejscu
-Tak, mamy
wyostrzone wszystkie inne zmysły, które zastępują nam wzrok – odparłam lekko
drżącym głosem
Pogłaskał
moje dłonie swoimi kciukami. Pierwsze promyki słońca tego dnia ogrzewały mi
skórę. Do moich uszu docierał kojący szum morza. Między nami panowała zupełna
cisza. Od czasu do czasu przerywała ją tylko jakaś mewa, jakby krzycząc,
żebyśmy wreszcie się odezwali. Staliśmy tak zapewne kilka minut.
-Jesteśmy
tak daleko i tak blisko – powiedział nagle - Zupełnie inni – dodał sprawiając
wrażenie, jak gdyby niedowierzał w to, co mówi – Nie wiemy o sobie praktycznie
nic, ale mam silną potrzebę spędzania z tobą czasu. Chcę czuć twój dotyk. Nikt
inny nie potrafił we mnie wywołać czegoś podobnego. Aleksandro, Olu jakkolwiek
masz na nazwisko jesteś najbardziej niesamowitą w swej zwyczajności i
najbardziej zwyczajną w swej niesamowitości dziewczyną, jaką spotkałem w całym
moim życiu. Chcę cię poznać – powiedział pewnie i puścił moje dłonie. Kiedy
mówił czułam, jak się porusza, był niepewny, w jakiś sposób skrępowany,
oddychał szybciej, niż zwykle. Być może chciał jak najszybciej wyrzucić z
siebie ten potok słów. Jednocześnie mówił z ogromną delikatnością w głosie
będąc zupełnie świadomym tego, co robi.
Nie byłam
pewna, czy potrafię zrobić kolejny krok, nogi miałam, jak z waty. Widziałam go
mówiącego te słowa. Podobał mi się. Zależało mi na nim i ja też chciałam go
poznać, jednak miałam wrażenie, że w tym krótkim zdaniu powiedział mi
zdecydowanie więcej. On, zawsze powtarzający, że będzie nam lepiej, kiedy nic o
sobie nie wiemy, chciał złamać tę barierę, a to oznacza, iż pragnął też zmienić
coś w sobie tylko dla mnie, z mojego powodu. Pragnęłam wykrzyczeć całemu
światu, jak bardzo się cieszę, jak mi na nim zależy i jak bardzo zakochałam
się, niczym głupia nastolatka w chłopaku, z którym prowadziłam tylko krótkie,
niezobowiązujące rozmowy na ganku naszego domku, w chłopaku, o którym
wiedziałam tak niewiele, ja- zrównoważona , spokojna i opanowana, to brzmi, jak
głupi żart.
-Też chcę
cię poznać Jakubie jakkolwiek masz na nazwisko – zaśmiałam się szczerze
-Jednak
całkiem szalona z ciebie dziewczyna – lekko szturchnął mnie w ramię i
zawtórował mi
***
Ogromne podziękowania dla Lo Reen i Cichutkiej. Ten rozdział nie powstałby, gdyby nie Wasza pomoc :*