Bóg nigdy
nie mruga. On patrzy, a kiedy jest nam naprawdę źle zaczyna działać. Czasem
tego nie dostrzegamy, ale jestem pewna, że On nas wspomaga.
Był w każdej
sekundzie mojego życia, ale najbardziej czułam Go, kiedy płakałam. Pocieszał
mnie, gładząc moje plecy Swoją ojcowską ręką.
Nie obrażał
się, gdy wątpiłam, a nawet wtedy, kiedy to ja gniewałam się na Niego.
Bo moje oczy
nie działają.
Bo nie mam
idealnej figury.
Bo nic nie
jest, tak, jak ja tego chcę.
Bo koleżanki
się ode mnie odwróciły.
Nie lekceważy problemów, które mogą wydawać się błahe.
Wspomaga mnie w każdej milisekundzie mojego życia. Tak jest od zawsze i na
zawsze.
-Ile razy w ciągu dnia człowiek mruga? – spytałam siedzącego
obok Mateusza
-Ciężkie pytanie, nie wiem – odpowiedział bezradnie – O czym
myślisz? – dodał pospiesznie
-Takie tam..-machnęłam ręką
Nie pytał o nic więcej. Wiedział, że nie udzielę mu
odpowiedzi. Jednocześnie miał świadomość, iż wszystko jest w porządku. Dosyć
skomplikowane, prawda?
- Zawsze zadajesz trudne pytania –stwierdził
-Dla kogoś, kto tyle czyta nie powinny takie być – zaśmiałam się
serdecznie- Poza tym, czyżbyś nie studiował medycyny?
-Na studiach nie czytają nam ciekawostek- prawdopodobnie
pokręcił głową ze zrezygnowaniem- Zaraz sprawdzę w Internecie, skoro, aż tak ci
na tym zależy.
Nastąpiła chwila błogiej ciszy. Leciutko wystukiwałam jakiś
rytm na poręczy krzesła. Zastanawiałam się, czy dzisiaj też przyjdzie. Parę dni
temu myślałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy, a teraz? Życie bywa
nieprzewidywalne. Chciałabym, żeby przyszedł. Sama nie wiem czemu, po prostu.
Kiedy czegoś pragniemy rzadko zastanawiamy się dlaczego. Jesteśmy, jak wiecznie
rozwydrzone dzieci. Myślimy, że wszystko się nam należy.
-Prawie sto osiemdziesiąt tysięcy razy- głos Mateusza rozległ
się tuż obok- Niesamowite- dodał
-Co? – spytałam osłupiała
-Tyle razy dziennie mruga człowiek. Przed chwilą o to pytałaś.
Co z tobą? – zapytał trochę urażony
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Uważaj, bo zostaniesz filozofem, a z tego nie wyżyjesz-
fuknął cicho, co oznacza, że się uśmiechnął
-Może bogaty lekarz poratuje młodszą siostrę- uniosłam kubek
herbaty do ust, aby się napić
-Na to bym nie liczył- poklepał mnie po ramieniu
-Cham- stwardziałam pewnie, niczym małe dziecko wydające srogi
wyrok nad dorosłym niechcącym kupić mu zabawki
-To szynka, po angielsku – stwierdził z lekką pogardą mój braciszek,
po czym wszedł domu, o czym świadczył trzask drzwi
***
-Przechodziłeś przypadkiem? – zapytałam
-Uwierzyłabyś, gdybym tak powiedział?
-Nie- zaśmiałam się
-Skąd masz tyle pewności siebie?
-Kupiłam, kiedy ty stałeś po dobry wzrok
Powiedziałam, to z taką lekkością, z jaką akrobatki wykonują
skomplikowane układy i sama się zadziwiłam. Zazwyczaj sprawiało mi to ból.
Dziwne, prawda? Bez problemu informowałam, że jestem niewidoma, ale kompletnie nie
potrafiłam mówić o tym w jakimkolwiek innym kontekście. Po chwili usłyszałam
cichy śmiech.
-Myślę, że mogliśmy spotkać się w tej kolejce, akurat, jak
wracałem ze wzrokiem.
-Byłam spóźniona?
-Kiedy ty stałaś po rozum, inteligencję i te sprawy, ja
pakowałem refleks do kolejnej siatki.
-Założę się, że i w kolejce po mądrość mogliśmy się spotkać –
uśmiechnęłam się przyjaźnie
-Nie możesz mieć pewności – zapewnił mnie
-Ty też –odbiłam piłeczkę
-Chcesz powiedzieć, że jesteś głupia?
-Chcę powiedzieć, że jesteś inteligentny.
-Przecież prawie się nie znamy –chyba usiadł bliżej mnie
-Mogłabym odpowiedzieć ci tym samym.
Czułam, że przewaga jest po mojej stronie, ale emanował niesamowitym
spokojem i, a jakże – pewnością siebie. Byłam prawie pewna, że siedzi na krześle
z wyciągniętymi nogami. Gdyby mógł pogwizdywałby jeszcze. Denerwował mnie, a
najgorsze było to, że im bardziej o nim myślałam, o tym, co teraz robi, czy
powie za chwilę, tym bardziej…
Pragnęłam go.
Bardzo mocne słowa, może aż zbytnio, ale uczucie, które
ogarniało mnie, kiedy wiedziałam, że jest obok, kiedy rozmawiał ze mną potrzebowało
wielkich określeń. To wszystko dotarło do mnie w jednym momencie. Bałam się
tego, ale nie mogłam pozostać obojętna. Nagle, z każdym jego słowem moje serce
biło szybciej, chciało wyrwać się z piersi, niepotrzebnego ograniczenia. Po raz
pierwszy poczułam coś równie mocnego. Odurzało mnie, niczym alkohol, ale nie
niosło ze sobą skutków ubocznych. Było moją słodką tajemnicą, sekretem, jedyną
naprawdę prywatną rzeczą, jakiej zaznałam. Nie ma nic bardziej intymnego i
sekretnego, niż uderzenia własnego serca. Drugi człowiek może poczuć i przeżyć
wszystko, co ty, ale nigdy wasze klatki piersiowe nie poczują podobnego ucisku
ani przez wasze ciała nie przejdzie tyle samo ciepła na widok pewnej,
szczególnej osoby.
-Chodźmy gdzieś- powiedział nagle
Mruknęłam tylko nie wiedząc, co odpowiedzieć.
-Powłóczmy się po plaży, dotknijmy stopami mokrego od
ciepłego, letniego deszczu piasku. Tylko tyle…
-I aż tyle – uśmiechnęłam się
-Nie proponuję ci wyprawy na drugi koniec świata, chociaż z chęcią
bym to zrobił.
-Dlaczego?, przecież prawie się nie znamy– pokręciłam głową
-Właśnie dlatego – odpowiedział pewnie
Wstał i chwycił moją rękę praktycznie zmuszając mnie do podniesienia
się z fotela. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
-Mam puścić i kierować cię słowami, czy…
Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Tak jest dobrze – powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń
~~~
Powracam? Chyba tak. Nareszcie. Następnych rozdziałów spodziewajcie się, co tydzień lub dwa.