piątek, 28 sierpnia 2015

Ciemność dziewiąta.

Miłość nie jest uczuciem. To niezwykły dar, który otrzymujemy i dajemy innym zupełnie bezinteresownie. Czułość, dotyk, każde dobre słowo, troska o drugiego człowieka, akceptacja jego każdej wady i zalety to największe, co możemy mu dać. Każdy z nas ciągle poszukuje miłości. Jesteśmy, jak zagubione w labiryncie dzieci. Błądzimy, po omacku odszukując jakiegokolwiek śladu, znaku, aby w końcu w akcie desperacji zadowolić się kompletną miernotą. Wystarczy, że ktoś na nas spojrzy, a my jesteśmy gotowi zrobić dla niego wszystko. Mamy wrażenie, że to ogromne szczęście i wyróżnienie. Prawda jest taka, że zasługujemy na zdecydowanie więcej. Zostaliśmy stworzeni z miłości i do miłości otrzymując absolutnie wszystko, czego potrzebujemy, aby wypełniać to zadanie. Jesteśmy wyjątkowi, piękni. Każdy włos na naszej głowie, błysk w oku, czy plamka na skórze zostały szczegółowo przemyślane. Nie chodzi o to, aby kogoś odrzucać, bo „nie jest nas godzien”, ale aby nie być jak wygłodniały pies, który bez opamiętania łapie kawałek starego, zepsutego mięsa. Łakniemy bliskości, czułości, jak roślina wody, podczas długotrwałej suszy. Chcemy być kochani i sami obdarowywać innych miłością. Podświadomie wiemy, że tylko to może dać nam szczęście. Cokolwiek by się nie działo, nawet jeżeli bogactwa przysłonią nam oczy, to wciąż poszukujemy jednego. Tylko opaska, która zasłania nam drogę staje się większa.
Skoro miłość jest darem, to nie można na nią zasłużyć. Nie istnieje żaden powód do miłości. Wspaniała wiadomość, prawda? Największy dar i jedyna rzecz, która naprawdę może nas uszczęśliwić jest całkowicie darmowa, a my musimy tylko być sobą, aby ją otrzymać.
I kochać. Warto ofiarowywać innym cząstkę siebie. Chociaż trzeba być odważnym, żeby to zrobić, przecież będą mogli zrobić z nią cokolwiek zechcą, ale właśnie to ryzyko pozwala nam żyć. Jeżeli nie obdarzasz innych miłością, żałujesz im swojego czasu, dotyku, ciepłych słów, to jesteś zwyczajnie martwy. Umarłeś wewnętrznie. Miłość jest dla nas, niczym tlen dla płuc. Pozwala oddychać, poruszać się. To respirator podtrzymujący nasze wszelkie funkcje życiowe. Miłość daje nam życie.
***
-A więc jak było z tobą? –zapytał pewnie przerywając dłuższą chwilę ciszy panującej dotychczas między nami
Początkowo czułam się zdezorientowana, nie miałam pojęcia, o co mnie pyta. Chciał, żebym opowiedziała mu historię mojego życia? Dopiero później dotarł do mnie sens jego słów.
-Urodziłam się niewidoma. Żartowałam, że zrobiłam rodzicom niezłą niespodziankę, chociaż na pewno o takiej nie marzyli. Mimo wszystko obdarzyli mnie mnóstwem miłości. To była podstawowa zasada, która panowała w moim domu, na jakiej mnie wychowano: Kochać drugiego człowieka – ścisnęłam trochę mocniej jego dłoń
-Trudno wyobrazić sobie rodziców, którzy proszą o niewidome dziecko– zachichotał delikatnie
Zawtórowałam mu. Lubiłam jego bezpośredniość. Nie bał się rozmawiać ze mną o mojej niepełnosprawności. Traktował to, jak coś ludzkiego, normalnego i muszę przyznać, że był chyba jedyną znaną mi osobą, która podchodziła do tego w ten sposób. Wszyscy biadolili, traktowali mnie, jak piórko na wietrze tymczasem byłam zupełnie normalną młodą dziewczyną. Miałam takie same potrzeby, pasje, marzenia. Być może czasem potrzebowałam pomocy innych, ale czy ktokolwiek, kiedykolwiek poradził sobie sam w każdej sytuacji?
-Uczyłam się w normalnej szkole, we wszystkim pomagał mi starszy brat Mateusz. Naprawdę wiele mu zawdzięczam, wciąż jesteśmy bardzo blisko – pokiwałam głową
Przez chwilę się nie odzywał. Wciąż pewnie trzymał moją dłoń prowadząc mnie, co bardzo mi się podobało. Chciałam wiedzieć, co sądzi o tym, co przed chwilą opowiedziałam, jakie wrażenie wywarła na nim moja historia. Zależało mi na jego zdaniu. W pewnym momencie odetchnął głęboko i zaczął mówić:
-Miałaś dużo szczęścia. Moi rodzice nie poświęcali mi aż tyle czasu, poza tym jestem jedynakiem-urwał na moment – Zazdroszczę ci, wiesz? Bo ja musiałem zasługiwać na ich miłość, być przykładnym synkiem, a oni mieli mnie gdzieś. Od czasu do czasu pomogli w pracy domowej, pocałowali w policzek, rzadko mówili, że coś dla nich znaczę. Potem się zbuntowałem. Uznałem, że moje starania nie mają sensu, skoro oni nie chcą się wysilić. Zresztą, to długa historia – prychnął – Podsumowując: Nie mam uczuć. – zakończył z rezygnacją w głosie
-Bzdura, każdy je ma- odpowiedziałam wręcz automatycznie
-Jestem fenomenem na skalę światową!- z tonu jego głosu aż bił sztuczny entuzjazm – Napiszmy do jakiejś organizacji, może mnie zbadają, ktoś chociaż dorobi się Nobla – zaśmiał się żałośnie
-Masz uczucia – powiedziałam obejmując jego twarz dłońmi. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, to była chwila, kiedy wyjęłam swoją rękę z uścisku. Po prostu chciałam go wtedy zobaczyć –Nie potrafisz ich okazywać, bo twoi rodzice nigdy cię tego nie nauczyli- dokończyłam i lekko zawstydzona i zabrałam swoje dłonie
Nastąpiła chwila ciszy między nami, po czym Kuba energicznie chwycił moje ręce i przyłożył do swojej twarzy przytrzymując je swoimi mocnymi, dużymi dłońmi. Czułam jego wzrok na sobie, był blisko mnie, słyszałam jego przyspieszony oddech. Na moje policzki wstąpił rumieniec, a ja nie miałam, jak go ukryć, więc pewnie trzymałam głowę skierowaną w jego stronę.
-Naprawdę widzicie za pomocą dotyku? – spytał nie puszczając moich dłoni, pozostając ciągle w tym samym miejscu
-Tak, mamy wyostrzone wszystkie inne zmysły, które zastępują nam wzrok – odparłam lekko drżącym głosem
Pogłaskał moje dłonie swoimi kciukami. Pierwsze promyki słońca tego dnia ogrzewały mi skórę. Do moich uszu docierał kojący szum morza. Między nami panowała zupełna cisza. Od czasu do czasu przerywała ją tylko jakaś mewa, jakby krzycząc, żebyśmy wreszcie się odezwali. Staliśmy tak zapewne kilka minut.
-Jesteśmy tak daleko i tak blisko – powiedział nagle - Zupełnie inni – dodał sprawiając wrażenie, jak gdyby niedowierzał w to, co mówi – Nie wiemy o sobie praktycznie nic, ale mam silną potrzebę spędzania z tobą czasu. Chcę czuć twój dotyk. Nikt inny nie potrafił we mnie wywołać czegoś podobnego. Aleksandro, Olu jakkolwiek masz na nazwisko jesteś najbardziej niesamowitą w swej zwyczajności i najbardziej zwyczajną w swej niesamowitości dziewczyną, jaką spotkałem w całym moim życiu. Chcę cię poznać – powiedział pewnie i puścił moje dłonie. Kiedy mówił czułam, jak się porusza, był niepewny, w jakiś sposób skrępowany, oddychał szybciej, niż zwykle. Być może chciał jak najszybciej wyrzucić z siebie ten potok słów. Jednocześnie mówił z ogromną delikatnością w głosie będąc zupełnie świadomym tego, co robi.
Nie byłam pewna, czy potrafię zrobić kolejny krok, nogi miałam, jak z waty. Widziałam go mówiącego te słowa. Podobał mi się. Zależało mi na nim i ja też chciałam go poznać, jednak miałam wrażenie, że w tym krótkim zdaniu powiedział mi zdecydowanie więcej. On, zawsze powtarzający, że będzie nam lepiej, kiedy nic o sobie nie wiemy, chciał złamać tę barierę, a to oznacza, iż pragnął też zmienić coś w sobie tylko dla mnie, z mojego powodu. Pragnęłam wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo się cieszę, jak mi na nim zależy i jak bardzo zakochałam się, niczym głupia nastolatka w chłopaku, z którym prowadziłam tylko krótkie, niezobowiązujące rozmowy na ganku naszego domku, w chłopaku, o którym wiedziałam tak niewiele, ja- zrównoważona , spokojna i opanowana, to brzmi, jak głupi żart.
-Też chcę cię poznać Jakubie jakkolwiek masz na nazwisko – zaśmiałam się szczerze

-Jednak całkiem szalona z ciebie dziewczyna – lekko szturchnął mnie w ramię i zawtórował mi

***
Ogromne podziękowania dla Lo Reen i Cichutkiej. Ten rozdział nie powstałby, gdyby nie Wasza pomoc :*